Ząbkowice Śląskie znane są z krzywej wieży, lecz zaledwie kilka kroków od gwarnego rynku kryje się miejsce, które skłania do zupełnie innego rodzaju refleksji. Wystarczy przejść przez secesyjne kamienice przy ul. 1 Maja, by na skraju starego cmentarza dostrzec niepozorną, barokową kaplicę z trójbocznym prezbiterium. Jesienne liście szeleszczą pod stopami, powietrze pachnie wilgotną ziemią, a we mgle majaczy szczyt gable z dekoracyjnymi wolutami. To Kościół św. Mikołaja – dawniej kaplica cmentarna, dziś niemal zapomniany sakralny skarb. Jego mury pamiętają epidemie, procesy grabarzy, modlitwy i ciszę, która zapadała tu po ostatnim pogrzebie.
Historia ukryta w murach
Dzieje świątyni zaczęły się w połowie XVI wieku, gdy na przedmieściach ówczesnego Frankenstein powstał nowy cmentarz. W 1552 roku wyznaczono tu parcelę pod pochówki mieszkańców i wzniesiono drewnianą kaplicę. Trudno sobie dziś wyobrazić ten pierwszy budynek, bo zachowała się jedynie nazwa i legenda o cmentarnej świątyni, która spłonęła lub popadła w ruinę.
W 1728 roku postawiono na jej miejscu obecną kaplicę – murowaną, barokową, na planie prostokąta z trójbocznie zamkniętym prezbiterium Taki układ, typowy dla wiejskich kościołów baroku, sprzyjał skromnym ceremoniałom pogrzebowym. W 1857 roku kaplicę odrestaurowano, a przez ponad dwieście lat pozostawała ona miejscem katolickiego kultu dla mieszkańców okolicy.

Po II wojnie światowej zmieniła się zarówno struktura społeczna Ząbkowic, jak i potrzeby duszpasterskie. W 1967 roku obiekt przekazano parafii Kościoła Polskokatolickiego – niezależnego od Rzymu, ale zachowującego liturgię łacińską – co dało mu drugie życie. Na początku XXI wieku liczba wiernych zaczęła jednak spadać, aż w 2022 roku nabożeństwa ustały całkowicie. Kilka miesięcy później zabytkowa kaplica została sprzedana prywatnemu nabywcy; zdemontowano tabliczki z godzinami mszy i zamknięto ją na głucho.
Los świątyni waży się dziś między ochroną konserwatorską a adaptacją do innej funkcji. Na zewnętrznych ścianach wciąż można jednak dostrzec stare inskrypcje, a wewnątrz – choć sprzęty są skromne – tajemnicza aura baroku otacza każdego, kto dostanie się do środka.
Barokowa architektura i skromne wnętrze
Kaplica św. Mikołaja uchodzi za przykład prowincjonalnego baroku, którego urok tkwi w detalach. Fasada od strony cmentarza zwieńczona jest szerokim szczytem z charakterystyczną, ażurową attyką i podwójnymi wolutami. Boczne elewacje, pozbawione ozdób, wpisują się w prostokątny obrys nawy, a trójboczny chór tworzy harmonijne zakończenie całości. Wnękowe pilastry i gzymsy podkreślają pionowy rytm ścian, a portal ujęty w prostokątny portal z łagodnym łukiem prowadzi w półmrok wnętrza. Dach nakryty dwuspadowo, dziś częściowo porośnięty mchem, zachował oryginalne kształty sprzed trzech stuleci.

Wnętrze zaskakuje swoją prostotą. Drewniane ławki ustawione są w dwóch rzędach, bielone ściany ozdabiają nieliczne obrazy, a w prezbiterium góruje ołtarz z obrazem św. Mikołaja. Niektórzy znawcy sugerują, że ten barokowy ołtarz został przeniesiony z dawnego kościoła Bożogrobców przy ul. Kłodzkiej (dziś cerkwi prawosławnej św. Jerzego), co tłumaczyłoby jego nieco bogatszą formę. Poza nim wyposażenie jest skromne: prosty ambonek, kilka figur świętych i cynowe świeczniki.
Sklepienie kolebkowe nadaje wnętrzu akustycznej głębi, a światło, które wpada przez małe okna, wydobywa fakturę starego tynku i zarysowuje napisane przed laty prośby o modlitwę. To miejsce, w którym barok spotyka się z ciszą.
Na zewnątrz warto zwrócić uwagę na epitafia i tablice wmurowane w ogrodzenie cmentarza. Niektóre z nich, wykonane z czerwonego piaskowca, upamiętniają dawne ząbkowickie rody. Inskrypcje łacińskie i niemieckie przypominają o wielokulturowym charakterze tej ziemi. W jednym z narożników stoi grobowiec burmistrza Augusta Tschoecke i jego żony Anny, którzy spoczęli tutaj w 1913 i 1915 roku.
To niezwykłe, że monumentalny nagrobek z portretem zmarłego sąsiaduje z prostymi, zapadniętymi stelami zwykłych mieszkańców – historia jest tu dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Cmentarz pełen zapomnianych historii

Nekropolia, przy której stoi kaplica, należy do najstarszych w mieście. Założono ją około 1552 roku, a oficjalnie zamknięto w 1964 r., choć sporadyczne pochówki odbywały się jeszcze przez kilka lat. Wystarczy przespacerować się wąską alejką porośniętą bluszczem, by odkryć nagrobki z XIX i początku XX wieku – niektóre z nich wykonano z eleganckiego piaskowca, inne z marmuru, a jeszcze inne z surowego granitu.
Przy wejściu uwagę przyciąga pomnik rodziny Keihl, właścicieli apteki „Pod Murzynem”. Niedaleko znajduje się nagrobek Josepha Scholza, który w testamencie zapisał znaczny majątek na katolicki sierociniec, oraz grobowiec skarbnika miasta Erdmanna Josepha Tschirscha, fundatora szpitala braci bonifratrów.
Spacerując dalej, natrafimy na mogiłę Antoniego i Anny Wache oraz piwowara Franza Luersa, właściciela jednej z lokalnych warzelni. Jednak chyba najbardziej wzruszający jest monument ku czci żołnierzy poległych w wojnie prusko-austriackiej z 1866 roku oraz wspólny grób ofiar wielkiego pożaru, który w 1858 roku strawił znaczną część Ząbkowic. Stare drzewa otaczające te nagrobki tworzą naturalny baldachim, a śpiew ptaków miesza się z szumem wiatru.
Cmentarz jest zaniedbany – wiele grobów zarasta zieleń, niektóre stelki przewróciły się, a metalowe krzyże rdzewieją. Mimo to miejsce zachowało melancholijny urok; to tutaj można poczuć przemijanie i wartość pamięci.

Afera grabarzy z Frankensteinu – legenda pełna grozy
Żaden opis kaplicy św. Mikołaja nie byłby pełen bez wspomnienia mrocznej legendy, która rozsławiła Ząbkowice w całej Europie. W 1606 roku miasto – wówczas znane jako Frankenstein – ogarnęła epidemia dżumy. W ciągu kilku miesięcy zmarło ponad 2 000 osób, co stanowiło około jedną trzecią mieszkańców. Przerażeni obywatele szukali winnych i podejrzenia padły na grabarzy.
Miejska kronika zanotowała, że 10 września 1606 r. zatrzymano dwóch grzebiących zmarłych, Wacława Förstera i Jerzego Freidigera, za przygotowanie „trucizny”. Podczas przesłuchań oskarżeni opowiadali o proszku mielonym z ludzkich kości, którym smarowali klamki i progi domów, by wywołać chorobę. Podobne oskarżenia pojawiały się w całej ówczesnej Europie, jednak w Frankenstein przybrały wyjątkowo makabryczny wymiar: grabarzy posądzono o kanibalizm, nekrofilię i handel ciałami. Wkrótce do śledztwa dołączono kolejnych członków szajki; łącznie stracono siedemnaście osób, spalając je na stosie.
Historia ta – choć prawdopodobnie wyolbrzymiona przez tortury i panikę – przeszła do legendy jako „afera grabarzy z Frankensteinu”. Pastor Samuel Heinitz, w ramach ekspiacji i oczyszczenia, odprawił w październiku 1606 r. specjalne nabożeństwo dziękczynne, a 15 marca 1608 r. ponownie poświęcił kaplicę św. Mikołaja. W kolejnych wiekach podróżnicy zatrzymywali się przy cmentarzu, by wysłuchać opowieści o grabarzach-trucicielach.

Niektórzy badacze sugerują, że to właśnie ta legenda zainspirowała Mary Shelley do nadania swej powieści „Frankenstein” nazwy miasteczka i postaci – choć pewności nie ma, zestawienie nazw brzmi intrygująco. Niezależnie od prawdy, spacer wśród starych nagrobków wprowadza w atmosferę grozy i każe zadać sobie pytanie, ile prawdy tkwi w legendach.
Jak zwiedzać ten ukryty klejnot?
Choć kaplica św. Mikołaja jest obecnie zamknięta, wciąż można ją obejrzeć z zewnątrz i pospacerować po cmentarzu. W czasie pieszej wędrówki warto kierować się następującą trasą:
- Rozpocznij zwiedzanie na Rynku w Ząbkowicach. Skieruj się ku ulicy 1 Maja, mijając Ratusz i krzywą wieżę.
- Po przejściu skrzyżowania z ulicą Kolejową idź prosto, obserwując po obu stronach fasady neoromańskiego kościoła św. Józefa i eklektyczne kamienice.
- Po około pięciu minutach marszu, po lewej stronie zobaczysz bramę prowadzącą na stary cmentarz katolicki. Tuż obok znajduje się kaplica św. Mikołaja. Zwróć uwagę na barokowy szczyt.
- Przejdź przez bramę cmentarną i udaj się brukowaną alejką w głąb nekropolii. Przy pierwszych nagrobkach znajdziesz epitafia ważnych mieszkańców miasta – to doskonałe miejsce, by poczuć atmosferę dawnych czasów.
- Wracając, zerknij na pomnik ofiar pożaru i żołnierzy z 1866 roku oraz odwiedź grób Augusta Tschoecke tuż przy kaplicy. Szanuj ciszę i pamiętaj, że to miejsce pochówku.
Zwiedzanie starego cmentarza wymaga rozwagi. Teren jest zaniedbany; wiele nagrobków jest przechylonych, a roślinność gęsto porasta alejki. Zabierz wygodne buty i nie wchodź na groby. Jeśli pogoda sprzyja, jesienny spacer o zachodzie słońca dostarczy niezapomnianych wrażeń – zwłaszcza gdy mgła snuje się między drzewami, a w oddali słychać dzwony innych kościołów.
Dlaczego warto odwiedzić to miejsce?
- Barokowa architektura: zobaczysz prowincjonalny barok w najczystszej formie – gzymsy, woluty i ażurowa attyka zachwycają mimo upływu czasu.
- Spotkanie z historią: ząbkowicki cmentarz jest jak otwarty podręcznik, gdzie każda płyta nagrobna to opowieść o dawnych mieszkańcach.
- Mroczna legenda: afera grabarzy dodaje temu miejscu niecodziennego, literackiego kontekstu i pozwala zadumać się nad kruchością życia.
- Fotogeniczne krajobrazy: połączenie starych drzew, kamiennych płyt i barokowych detali stanowi idealne tło dla artystycznych zdjęć.
- Chwila ciszy: w centrum miasta można znaleźć zakątek, w którym czas zwalnia, a refleksja staje się naturalna.
Podsumowanie
Kościół św. Mikołaja w Ząbkowicach Śląskich to prawdziwy ukryty klejnot. Jego barokowa bryła i ciche wnętrze opowiadają historię trzech wieków miejskiego życia: od epidemii i legend o grabarzach po okres świetności i powolny upadek. Chociaż obecnie nie pełni funkcji sakralnej i został sprzedany, warto zatrzymać się tu na moment, by posłuchać, co mówią kamienie. Przy planowaniu wizyty pamiętaj, że to zabytek objęty ochrony, a teren cmentarza, choć jest otwarty, wymaga szacunku.
